Redakcja - Na Straży - Wędrówka - The Herald - Księgarnia i Czytelnia - Biblia Gdańska - Strona główna - Szukaj

powrót wersja do druku

Na Straży

Numer 3 - 2002


Spis treści



Od redakcji

Proście, kołaczcie, szukajcie

Czego nie będzie w Królestwie Bożym?

Antysemityzm - test sumienia

Dziesięcina

Zachowanie spokoju

Dwie burze, czyli postawy ludzkie w nieszczęściu, cz1, cz2.

Myśli i zdania

Czy miłujesz mnie?

Potrzeba miłości

Czasy Pogan

Kiedy kompromis?

Opętany Gadareńczyk

Pieśń o dobrodziejstwach Boga

Najcudowniejsza przygoda

Wychowanie przez przykład

powrót wersja do druku

 

 



pierwsza część artykułu

      WNIOSKI I LEKCJE DLA NAS
Nie ma ani jednego opisu w Biblii, w którym nie znaleźlibyśmy lekcji dla nas. Ale Proroctwo Jonasza zawiera ich szczególnie wiele.
      1. Bóg postępuje z człowiekiem "na bieżąco". Nie składa u siebie grzechów i błędów, lecz wybacza, gdy ten pokutuje. Jest to prawo ogólne - dotyczące każdego człowieka; tego Jonasz nie mógł zrozumieć. To w charakterze człowieka, w jego umyśle grzechy się rodzą i decydują o zdegradowaniu i upodleniu. Podobnie jest z uczynkami sprawiedliwości, dobroci i miłości. Stwórcy one nie są potrzebne - są potrzebne nam. O tej zasadzie mówi Elihu, przyjaciel Hijoba: "Spójrz ku niebu i zobacz, przypatrz się obłokom, które są wysoko nad tobą. Jeżeli zgrzeszysz, co mu przez to zrobisz, a jeżeli jest wiele twoich występków, co mu zaszkodzisz? Jeżeli jesteś sprawiedliwy, co mu dajesz? Albo co otrzymuje On z twoich rąk? Twoja bezbożność dotknie tylko człowieka takiego jak ty, a twoja sprawiedliwość pomoże tylko takiemu samemu synowi człowieka. Krzyk bowiem podnoszą z powodu wielu ucisków, z powodu ramienia możnych wołają o pomoc, wszakże nikt nie mówi: Gdzie jest Bóg, mój Stwórca, który i w nocy niedoli wywołuje pieśni pochwalne? Czyni nas rozumniejszymi niż polne zwierzęta i mędrszymi niż ptactwo niebieskie. A wtedy oni podnoszą krzyk, lecz On nie odpowiada z powodu zuchwalstwa złych. Doprawdy, Bóg nie wysłuchuje pustych słów, Wszechmocny nie zważa na nie, zwłaszcza gdy mówisz, że go nie widzisz. Rozprawa odbędzie się przed nim, więc wyczekuj go! I właśnie teraz, gdy jego gniew nie karze i On nie zważa zbytnio na występek, Job otwiera usta do pustej mowy i w sposób nierozumny mnoży słowa" - Ijob. 35:5-16.
To napomnienie dotyczy wszystkich uczestników Bożych obietnic, a szczególnie nas. Pamiętajmy o tych mądrych słowach. Stwórca rozliczy się z nami i oceni, na ile nasze czyny uczyniły nasz charakter dobrym, szlachetnym. To nie Bogu, ale nam powinno zależeć, byśmy my sami, nasze otoczenie, nasz krąg zamieszkania, nasza społeczność przez nas stawały się lepsze, bo to kształci nasz charakter i przysposabia do obietnic, których chcemy być godni! Zasada: "jak trwoga, to do Boga" nie ma tu zastosowania. Sprawa dobroci i sprawiedliwości musi być naszym codziennym staraniem oraz przedmiotem naszych rozmyślań i czynów. Przerwana nić społeczności z Bogiem nie zostanie nawiązana w chwili nieszczęścia - ona musi istnieć cały czas.

      2. Nasze działanie ma przynosić korzyści. Gdy ogłaszamy karę Bożą, to w tym celu, by grzesznik nawrócił się, a kara mogła go ominąć. Ale my, podobnie jak Jonasz, tego nie rozumiemy; wiemy, że kończą się czasy pogan, narody są pozbawiane władzy, trwa wielki ucisk i nic więcej zdaje się nas nie interesować. [Przyjrzyjmy się naszej sytuacji: Pastor Russell pisze czwarty Tom pt. "Walka Armagieddonu", opisując zakończenie wieku. Tom rozchodzi się w wielu tysiącach egzemplarzy. Jest to jakby ostrzeżenie! Wielka wojna światowa jednak nie przynosi zagłady ludzkiej cywilizacji, jak się spodziewano. Zamiast cię cieszyć z Bożego miłosierdzia, kłócimy się i dzielimy. Gniewamy się.] Tymczasem ludzie na obecnym etapie rozwoju i w warunkach wzrostu humanizmu starają się naprawić przynajmniej niektóre swoje błędy, wykryć i obnażyć haniebne czyny - czy to kościelnictwa, czy władzy cywilnej. Zmienia się postawa kościelnictwa - wzrasta tolerancja. Stwórca oddala czas karania - błogosławi dobrobytem. A my krzyczymy: "Musi być wielki ucisk, musi być karanie, bo tak mówi Biblia!". Biblia tak mówi, bowiem poprawa ludzkości nie jest ani trwała, ani sprawiedliwa. Ludzkość część rzeczy naprawia, ale inne się psują. Dobrobyt wzrasta, ale charakter człowieka w zasadzie nie poprawia się. Bóg jednak czeka, a nas to złości. W sporach schodzimy do grobów, nie wybaczamy odwagi tym, co inaczej rozumieją niż my! Jest to smutne!
      Zauważmy, że Niniwa nie uszła kary. W 612 roku p.n.e. została zniszczona przez Babilończyków. Zniszczona tak, że nie podniosła się do dziś. Tylko łopata archeologa odkrywa szczątki cywilizacji i na ich podstawie określa ich życie, kulturę i byt.

      3. Bardzo ważna lekcja: Nie starajmy się mówić Bogu, co ma czynić! Wyglądajmy znaków, analizujmy proroctwa i wydarzenia na świecie. Niech jak najmniej interesuje nas "kiedy", a jak najwięcej "w jaki sposób".

      4. Musimy spodziewać się, że obecna tolerancja nie będzie trwała wiecznie. Kościół ma dokończyć ofiary i w ogniu być zabrany. Objawy nietolerancji niech nas nie oburzają, nie oburzają "aż na śmierć". O każdą przykrą sprawę gotowi jesteśmy się sądzić z każdym prześladowcą, z każdym, kto nam wyrządza krzywdę. Zapominamy o miłowaniu nieprzyjaciół. Zaraz mamy wymówkę: Teraz w XXI wieku? Takie rzeczy? Pamiętajmy na Słowo Boże, które mówi: "Jeśli mnie nienawidzą, was też będą nienawidzić"; "jeśli kto cię uderzy w policzek, nastaw mu drugi". Tymczasem nie możemy darować bratu czy siostrze nawet różnicy zdań w określonej sprawie. Zastanówmy się nad tym. Ogień i prześladowania są możliwe! Wspomnijcie na Oświęcim i krematoria w XX wieku! A i nawet dzisiaj!

      5. Musimy też zwracać uwagę na to, żeby nasze powołanie i zrozumienie obietnic Bożych nie stały się przyczyną naszej arogancji i zbytniej pewności siebie - "A bo myśmy mówili na podstawie Słowa Bożego". I cóż z tego, jeśli rzeczywistość stała się inna. Prawdopodobnie źle zrozumieliśmy swoje posłannictwo. Nasze ostrzeżenia winny sprawiać pokutę, a obserwując skutki, winniśmy dopatrywać się miłości Bożej, zamiast uparcie oczekiwać kary. Istotne jest zrozumienie tego, że jeśli nawet Biblia mówi o karze, to nie określa jednocześnie i jednoznacznie czasu jej wymierzenia, zaś nasze próby określenia tego czasu mogą być błędne! Musimy się nauczyć cieszyć się z woli Bożej, choćby to podważało nasze wierzenia. Jeśli Stwórca obierze inny czas, nie upierajmy się przy swoim rozumowaniu, lesz szukajmy przyczyn naszego niepowodzenia! Brat Russell napisał:
"Nasza wiara jest mocna, lecz czy wszystkie oczekiwania odnośnie tych zmian ziszczą się około 1-go października lub rok po tym, ja tego nie wiem, lecz ufam, że jaką jest wola Boża w tych rzeczach, taka jest i nasza wola. Jakakolwiek jest wola Boga względem mnie, taką jest i moja wola, a jeżeli Pan ma dla mnie coś ponad to, com myślał, to będę bardzo zadowolony, aby się spełniła wola Boża. Czy i wy czujecie się tak samo? Jestem pewny, że tak." Księga Pytań, str. 78.
      Oczekiwanie na zdarzenia przez pryzmat proroctw biblijnych zda się być najbezpieczniejszą rzeczą pod słońcem. Każdą rzecz, jaka zdarzy się dla dobra ludzi, tłumaczmy dobrocią Bożą. Cieszmy się z tego. Bądźmy "na bieżąco" z wydarzeniami, choć bardzo ostrożnie je oceniajmy. Jest jeszcze wiele zagadnień, których nie znamy, bądź nie rozumiemy - uważajmy, by ich nie pominąć! Upór Jonasza niech będzie dla nas ostrzeżeniem - taki stan naszego umysłu nie otrzyma pochwały.
      Chociaż nie chcemy tutaj mówić o pozaobrazie, to jednak pragniemy stwierdzić, że tolerancja, jaką się dzisiaj szczycimy i cieszymy, nie będzie wieczna i jeszcze przed zabraniem ostatnich członków Kościoła się skończy. Będziemy cierpieć, jak cierpiał Jonasz po uschnięciu rycynusa.
      APOSTOŁ PAWEŁ - WIĘZIEŃ I ZWYCIĘZCA
      Zupełnie inaczej zachowuje się w niebezpieczeństwie św. Paweł. Żyjąc wiele lat później, znał zapewne doświadczenia Jonasza, a mając staranne wykształcenie w Zakonie, lepiej może rozpoznać wolę Bożą i z nią współdziałać.
      "TWARDY" ŻYD
Kim był apostoł Paweł, zwany wcześniej Saulem? Urodził się w zamożnej rodzinie w Tarsie. Jego ojciec posiadał obywatelstwo rzymskie, mimo że pochodził z izraelskiego plemienia Beniamina. W jakich okolicznościach je zdobył, nie wiemy, ale nie mógł tego osiągnąć biedak. Zamożna rodzina zadbała o wykształcenie syna i Saul uczył się u najsłynniejszego nauczyciela - Gamaliela. Człowiek ten był nie tylko zdolnym nauczycielem, ale także wielkim humanistą, jeśli to pojęcie można odnieść do tamtego okresu. Zresztą, humanizm można dostrzec w całej rodzinie Gamalielów. Kilku z nich nosi to samo imię, aż do średniowiecza.
      Ogromne zaangażowanie w sprawy Zakonu powoduje duży radykalizm w charakterze Saula. Wiąże się z sektą religijno-społeczną - faryzeuszami (odłączonymi). Ówcześni uczeni izraelscy doskonale rozumieli, że aby uniknąć asymilacji i zachować tożsamość religijną i narodową, muszą być ściśle związani ze swym Bogiem - Jahwe i Zakonem. Tylko radykalizm powodował utrzymanie dyscypliny w narodzie, a tym samym zachowanie odrębności. Tego uczyła już wiara Abrahama, tego uczyli prorocy. Trzeba wierzyć nie oglądając się na nagrodę.
      Powstanie w "organizmie narodu" chrześcijaństwa wprowadziło strach przed utratą tożsamości i odrębności "ludu Boga". Szybko wszczęto prześladowania. Młody, wykształcony Saul, pełen gorliwości zakonnej, szybko stanął na czele prześladowców i, jak mniemał, w imię Boże rozpoczął swą niefortunną misję. W drodze do Damaszku Chrystus zmienia jego zamiary i cele.
      ŻYCIOWY ZWROT SAULA
      Saul (Szaweł) musiał zasługiwać na szczególną uwagę Pana. Jego przekonanie o słuszności obranej drogi musiało być głębokie, a gorliwość szczera i niekłamana. Pan go wybiera na apostoła pogan. Staje mu na drodze, gdy ten wziąwszy upoważnienia (listy polecające) od arcykapłana jedzie do Damaszku, aby tam więzić chrześcijan i niszczyć zbory Boże. Pan wybiera dziwny sposób nawrócenia Saula. Z jednej strony groźny, bo zsyła mogący zabić blask nadprzyrodzonego światła, z drugiej - będący ogromnym przywilejem, jako że był to jedyny w historii świata przypadek ukazania chwały Chrystusowej bezpośrednio człowiekowi. Pokazuje to również odwieczną prawdę, że człowiek nie może widzieć natury Bożej i żyć. Zapewne odruch zasłonięcia się był tak raptowny, że Saul spadł z konia, na którym jechał. Ogromny szok! Także ten głos: "Saulu, Saulu dlaczego mnie prześladujesz?" Ale Saul wie, że to pochodzi od Boga. Był wierzącym Żydem i nie obca mu była teofonia. "Kim jesteś, Panie?" - pada pytanie. "Ja jestem Jezusem, którego prześladujesz". Jezus jakby nawiązywał do prześladowania Go przez Żydów - pokazuje Saulowi, że czyni to samo zło, jak i jego rodacy. Teofonia uświadomiła Saulowi błąd całego narodu, który ukrzyżował Jezusa.
      Nawrócenie Saula jest tylko początkiem jego nauki. Ci, których zamierzał więzić, będą go uczyli, pokazywali drogę Pańską. Jest to od razu wyniszczenie jego wyniosłości, pychy. Będzie też musiał przekonać innych braci w Chrystusie, że nie jest już tym groźnym "Saulem z Tarsu".
      Ananiaszowi Pan objawia swój zamiar: "Idźże, albowiem mi ten jest naczyniem wybranym, aby nosił imię moje przed pogany i królmi, i przed syny izraelskimi". Pan wykorzystuje wykształcenie Saula do tego, by rozmawiał z wielkimi tego świata - z królami i ich synami, a także uczonymi Izraela. Poganie w tym czasie szczycili się swą nauką, zwłaszcza Grecy - jak to widzimy w przypadku rozmów na Areopagu w Atenach. Nie jest bowiem prostą sprawą głoszenie Ewangelii uczonym!
      Pewne znaczenie mają tu imiona. Pierwotne Saul (Szaweł) oznacza "uproszony" - jest to jakby upragniony syn w rodzinie, któremu poświęca się wiele uwagi. Stąd troskliwe wykształcenie, obdarzenie bogactwem. Być może po jego nawróceniu rodzina odwraca się od niego, gdyż wiemy, że później był biedny i zarabiał na życie tkaniem namiotów. Jego późniejsze imię Paweł oznacza "mały". Być może był małego wzrostu, ale może też być dowodem jego mniemania o sobie - mały, pokorny, uniżony.
      BURZA
      Nawrócony Saul, apostoł Paweł, gorliwy propagator "sprawy Pańskiej", zjeździł cały ówczesny świat cywilizowany. Ale kiedy dochodzi do ostrego sporu między Żydami a władzami Rzymu, aby nie wpaść w ręce rodaków, Paweł odwołuje się do cesarza. Mając obywatelstwo rzymskie, miał do tego prawo. Uzasadnia swoją decyzję następująco: "Jeśli więc uczyniłem coś złego i popełniłem coś, co zasługuje na śmierć, nie wzbraniam się umrzeć; ale jeśli nie ma nic w tym, o co mnie oskarżają, nikt nie może mnie wydać im na łaskę i niełaskę. Odwołuję się do cesarza. Wtedy Festus, porozumiawszy się z doradcami, odrzekł: Odwołałeś się do cesarza, do cesarza pójdziesz" - Dzieje Ap. 25:11,12.
      Jeszcze rozmowa z królem Agryppą i czas na podróż do Rzymu - Dzieje Ap. 27:9-44: "A że stracono wiele czasu i żegluga była już niebezpieczna, bo i okres postu już przeminął, ostrzegał ich Paweł, mówiąc: Mężowie, przewiduję, że dalsza żegluga będzie związana z niebezpieczeństwem i z wielką szkodą nie tylko dla towaru i statku, ale i dla naszego życia. Lecz setnik zważał raczej na sternika i właściciela statku niż na to, co Paweł mówił. Ponieważ zaś przystań nie nadawała się do przezimowania, większość uradziła wyruszyć stąd w drogę i dostać się jakoś do Feniksu, przystani na Krecie, otwartej na południowo-zachodnią i północno-zachodnią stronę, i tam przezimować. Gdy więc powiał wiatr z południa, sądząc, że zamiar doprowadzą do skutku, podnieśli kotwicę i płynęli wzdłuż wybrzeży Krety. Lecz wkrótce zerwał się od strony lądu huraganowy wicher, zwany Eurakylon; Gdy zaś okręt został porwany i nie mógł sprostać wichrowi, puściliśmy go z wiatrem i pozwoliliśmy się unosić. Pędząc pod osłoną wysepki, zwanej Klauda, zdołaliśmy z trudem zabezpieczyć łódź ratunkową; A gdy ją wciągnęli na pokład, zabrali się do opasania statku linami; potem w obawie, żeby nie wpaść na mielizny Syrty, zrzucili pływającą kotwicę, i tak ich niosło. Nazajutrz, gdy na nas gwałtownie napierała burza, zaczęto wyrzucać ładunek. A dnia trzeciego wyrzucili własnymi rękami osprzęt statku. Gdy zaś przez wiele dni nie ukazało się ani słońce, ani gwiazdy, a burza szalała z nie mniejszą siłą, wszelka nadzieja ocalenia zaczęła w końcu znikać. A gdy już długo byli bez posiłku, wtedy Paweł stanął pośród nich i rzekł: Trzeba było, mężowie, posłuchać mnie i nie odpływać z Krety i oszczędzić sobie niebezpieczeństwa i szkody. Lecz mimo obecnego położenia wzywam was, abyście byli dobrej myśli; bo nikt z was nie zginie, tylko statek. Albowiem tej nocy stanął przy mnie anioł tego Boga, do którego należę i któremu cześć oddaję, i rzekł: Nie bój się, Pawle; przed cesarzem stanąć musisz i oto darował ci Bóg wszystkich, którzy płyną z tobą. Przeto bądźcie dobrej myśli, mężowie; ufam bowiem Bogu, że tak będzie, jak mi powiedziano. Będziemy wyrzuceni na jakąś wyspę. A gdy nas unosiło po Adriatyku już czternastą noc, około północy zdawało się żeglarzom, że się ku nim zbliża jakiś ląd. Spuścili tedy sondę i stwierdzili, że głębokość wynosi dwadzieścia sążni, a popłynąwszy nieco dalej i znowu zmierzywszy, stwierdzili piętnaście sążni; Bojąc się przeto, abyśmy czasem nie wpadli na miejsca skaliste, zarzucili z tylnego pokładu cztery kotwice i z upragnieniem oczekiwali nastania dnia. A gdy żeglarze próbowali uciec ze statku i pod pozorem, że chcą z przodu statku zarzucić kotwicę, spuścili w morze łódź ratunkową, rzekł Paweł setnikowi i żołnierzom: Jeżeli ci nie pozostaną na statku, nie możecie być uratowani. Wtedy żołnierze odcięli liny od łodzi ratunkowej i pozwolili, że spadła. A gdy miało już świtać, nalegał Paweł na wszystkich, aby się posilili, mówiąc: Dziś mija czternasty dzień, jak czekacie i pozostajecie bez posiłku nic nie jedząc. Dlatego wzywam was, abyście się posilili, bo to przyczyni się do waszego ocalenia; nikomu bowiem z was nawet włos z głowy nie spadnie. A gdy to powiedział, wziął chleb, podziękował Bogu wobec wszystkich, łamał i zaczął jeść. A wszyscy oni, nabrawszy otuchy, również się posilili. A było nas wszystkich na statku dwieście siedemdziesiąt sześć dusz. A gdy się nasycili, odciążyli statek, wyrzucając zboże do morza. A gdy nastał dzień, nie rozpoznali lądu, spostrzegli tylko jakąś zatokę o płaskim wybrzeżu, do którego chcieli, jeżeli będzie można, podprowadzić statek. Odcięli kotwice i pozwolili im spaść do morza, a równocześnie, rozluźniwszy wiązania sterowe i nastawiwszy przedni żagiel pod wiatr, zmierzali w kierunku wybrzeża. Lecz wpadłszy między dwoma prądami na mieliznę, osiedli ze statkiem; dziób statku, zarywszy się, pozostał nieruchomy, a rufa ulegała rozbiciu przez bałwany. Wtedy żołnierze powzięli zamiar pozabijać więźniów, aby żaden z nich, przedostawszy się wpław, nie uciekł. Lecz setnik, chcąc ocalić Pawła, przeszkodził ich zamiarowi i rozkazał, żeby ci, którzy umieją pływać, pierwsi rzucili się do morza i wyszli na ląd. Pozostali zaś mieli to uczynić, jedni na deskach, drudzy na czymkolwiek ze statku. W ten sposób ocaleli wszyscy i przedostali się na ląd."
      Ten piękny i dokładny opis niebezpiecznej podróży morskiej to wspaniały przykład wiary Pawła. Nie jest bierny, nie zasypia na statku jak Jonasz. Modli się. Współpracuje z wolą Bożą na swój sposób. Wie, że jego ocalenie jest możliwe (według jego wiedzy, wiedzy ludzkiej - bez cudów) tylko wówczas, gdy ocaleją inni. Współdziała z tą wiedzą. Najpierw ostrzega przed wyruszeniem w ogóle na morze. Jest wrzesień lub październik - niebezpieczne miesiące z powodu częstych i gwałtownych burz. Wędrując po świecie, Paweł znał warunki żeglugi na Morzu Śródziemnym. Rozmawiał z żeglarzami i handlarzami. Wiedza ta była mu potrzebna, bowiem sam często żeglował po morzach. Teraz w kajdanach płynie do Rzymu. Powstała burza jest przypadkowa - nie jest wymierzona przeciw komukolwiek. Doświadcza jednak Pawła, doświadcza marynarzy, żołnierzy i właścicieli statków. Zachowanie się Pawła to egzamin dojrzałości. Doświadczony w trudach, sam będąc w niedoli próbuje pomagać innym. Stwórca zapewnia go o swej opiece. I chociaż niczego od Pawła nie wymaga, on sam podejmuje szereg działań.
      WNIOSKI
      Ta wspaniała lekcja uczy nas wielu rzeczy. Nie jest to lekcja specyficzna, dotycząca szczególnej sytuacji w życiu, jest dla nas przykładem egzaminu naszej dojrzałości w Chrystusie. Ale jest też jakby streszczeniem życia każdego poświęconego człowieka. Najpierw komfortowe warunki wychowania w bogatym domu. Młodzieniec Paweł ma otwartą drogę awansu społecznego. Urodzony jako Rzymianin, ma otwartą drogę do stanowisk politycznych i życia publicznego. Wybiera służbę Zakonowi. Sprawdza się w walce - jak mu się wydaje - o słuszną sprawę Bożą. Któż z nas nie marzył o karierze, jeśli nawet nie politycznej, to przynajmniej społecznej! Pan staje na naszej drodze. Czy nie żal nam czasem porzuconych marzeń? Jak często wracamy do naszych młodzieńczych zamiarów! W Pawle widzimy, z jakim zapałem podejmuje wyzwania, nie żałując poprzedniego życia! Tam bogactwo - tu praca na utrzymanie i zaawansowanie w służbie Bożej. Kto z nas to potrafi, kto mu dorówna? Jakże często nie potrafimy pogodzić służby Bożej z walką o byt! A kiedy już dobrnęliśmy na krańce naszego życia na ziemi, może czekać nas konieczność odwołania się do kogoś znaczącego na ziemi. Taki wybór naszej obrony nie musi spotkać się z naganą od Boga. Ale dążąc do realizacji naszych specjalnych misji napotykamy przeciwności ziemskie, naturalne. Nie musi to być burza na morzu, może to być choroba, niedostatek, wrogie nam i nietolerancyjne środowisko. Czy zdobędziemy się wówczas na uśmiech, chęć pomocy czy też ostrzeżenia przed nieszczęściem?
      Bardzo często, nasza pomoc ogranicza się do naszej rodziny, rzadziej braci - zapominamy o środowisku, w którym żyjemy. Właśnie to środowisku winno poczuć, że jesteśmy "ludem Boga". Czy potrafimy współdziałać z wolą Bożą, nawet wówczas, gdy tego od nas nikt nie żąda? Czy potrafimy!
      Ważną lekcją dla nas jest takie wykształtowanie naszego charakteru, że nie potrzebne są już "bodźce zewnętrzne" - sama nasza nowa natura zna sposób Bożego postępowania i my w danej sytuacji winniśmy go obrać. Dotyczy to nie tylko życia w naszym otoczeniu, ale także wyboru sposobu kształcenia naszego charakteru. Teraz, gdy nie ma zewnętrznych prześladowań, czym się zajmiemy, by nasz charakter był przebudowany na wzór Boży? Często wracamy do wyłącznie ziemskich spraw - sprawy duchowe traktując na zasadzie: "jakoś tam będzie". Jest to grzech naszych czasów.
      Jak zachowamy się, gdy wyjdziemy z opresji obronną ręką albo gdy przez nas będą się działy cuda? Może nie cuda na miarę odporności na jad węża - jak w przypadku apostoła, ale cuda naszego uśmiechu w czasie cierpienia, czy pieśni w męczeństwie - czy nie będzie potem pychy, zarozumiałości? Takie zwycięstwo może spotkać się z życzliwością innych braci, którzy wyjdą naprzeciw nas, by serdecznie uścisnąć. Jest też ono próbą dla tych, co nam nie towarzyszą. Czy poczują potrzebę zbliżenia się ku nam z serdeczną pomocą? Może.

Bolesław Wyłuda

powrót do góry wersja do druku