pierwsza część artykułu
WNIOSKI I LEKCJE DLA NAS
Nie ma ani jednego opisu w Biblii, w którym nie znaleźlibyśmy lekcji dla nas.
Ale Proroctwo Jonasza zawiera ich szczególnie wiele.
1. Bóg postępuje z człowiekiem "na bieżąco". Nie składa u siebie
grzechów i błędów, lecz wybacza, gdy ten pokutuje. Jest to prawo ogólne - dotyczące
każdego człowieka; tego Jonasz nie mógł zrozumieć. To w charakterze człowieka,
w jego umyśle grzechy się rodzą i decydują o zdegradowaniu i upodleniu. Podobnie
jest z uczynkami sprawiedliwości, dobroci i miłości. Stwórcy one nie są potrzebne
- są potrzebne nam. O tej zasadzie mówi Elihu, przyjaciel Hijoba: "Spójrz
ku niebu i zobacz, przypatrz się obłokom, które są wysoko nad tobą. Jeżeli zgrzeszysz,
co mu przez to zrobisz, a jeżeli jest wiele twoich występków, co mu zaszkodzisz?
Jeżeli jesteś sprawiedliwy, co mu dajesz? Albo co otrzymuje On z twoich rąk?
Twoja bezbożność dotknie tylko człowieka takiego jak ty, a twoja sprawiedliwość
pomoże tylko takiemu samemu synowi człowieka. Krzyk bowiem podnoszą z powodu
wielu ucisków, z powodu ramienia możnych wołają o pomoc, wszakże nikt nie mówi:
Gdzie jest Bóg, mój Stwórca, który i w nocy niedoli wywołuje pieśni pochwalne?
Czyni nas rozumniejszymi niż polne zwierzęta i mędrszymi niż ptactwo niebieskie.
A wtedy oni podnoszą krzyk, lecz On nie odpowiada z powodu zuchwalstwa złych.
Doprawdy, Bóg nie wysłuchuje pustych słów, Wszechmocny nie zważa na nie, zwłaszcza
gdy mówisz, że go nie widzisz. Rozprawa odbędzie się przed nim, więc wyczekuj
go! I właśnie teraz, gdy jego gniew nie karze i On nie zważa zbytnio na występek,
Job otwiera usta do pustej mowy i w sposób nierozumny mnoży słowa" - Ijob.
35:5-16.
To napomnienie dotyczy wszystkich uczestników Bożych obietnic, a szczególnie
nas. Pamiętajmy o tych mądrych słowach. Stwórca rozliczy się z nami i oceni,
na ile nasze czyny uczyniły nasz charakter dobrym, szlachetnym. To nie Bogu,
ale nam powinno zależeć, byśmy my sami, nasze otoczenie, nasz krąg zamieszkania,
nasza społeczność przez nas stawały się lepsze, bo to kształci nasz charakter
i przysposabia do obietnic, których chcemy być godni! Zasada: "jak trwoga,
to do Boga" nie ma tu zastosowania. Sprawa dobroci i sprawiedliwości musi
być naszym codziennym staraniem oraz przedmiotem naszych rozmyślań i czynów.
Przerwana nić społeczności z Bogiem nie zostanie nawiązana w chwili nieszczęścia
- ona musi istnieć cały czas.
2. Nasze działanie ma przynosić korzyści. Gdy ogłaszamy karę Bożą, to
w tym celu, by grzesznik nawrócił się, a kara mogła go ominąć. Ale my, podobnie
jak Jonasz, tego nie rozumiemy; wiemy, że kończą się czasy pogan, narody są
pozbawiane władzy, trwa wielki ucisk i nic więcej zdaje się nas nie interesować.
[Przyjrzyjmy się naszej sytuacji: Pastor Russell pisze czwarty Tom pt. "Walka
Armagieddonu", opisując zakończenie wieku. Tom rozchodzi się w wielu tysiącach
egzemplarzy. Jest to jakby ostrzeżenie! Wielka wojna światowa jednak nie przynosi
zagłady ludzkiej cywilizacji, jak się spodziewano. Zamiast cię cieszyć z Bożego
miłosierdzia, kłócimy się i dzielimy. Gniewamy się.] Tymczasem ludzie na obecnym
etapie rozwoju i w warunkach wzrostu humanizmu starają się naprawić przynajmniej
niektóre swoje błędy, wykryć i obnażyć haniebne czyny - czy to kościelnictwa,
czy władzy cywilnej. Zmienia się postawa kościelnictwa - wzrasta tolerancja.
Stwórca oddala czas karania - błogosławi dobrobytem. A my krzyczymy: "Musi
być wielki ucisk, musi być karanie, bo tak mówi Biblia!". Biblia tak mówi,
bowiem poprawa ludzkości nie jest ani trwała, ani sprawiedliwa. Ludzkość część
rzeczy naprawia, ale inne się psują. Dobrobyt wzrasta, ale charakter człowieka
w zasadzie nie poprawia się. Bóg jednak czeka, a nas to złości. W sporach schodzimy
do grobów, nie wybaczamy odwagi tym, co inaczej rozumieją niż my! Jest to smutne!
Zauważmy, że Niniwa nie uszła kary. W 612 roku p.n.e. została zniszczona
przez Babilończyków. Zniszczona tak, że nie podniosła się do dziś. Tylko łopata
archeologa odkrywa szczątki cywilizacji i na ich podstawie określa ich życie,
kulturę i byt.
3. Bardzo ważna lekcja: Nie starajmy się mówić Bogu, co ma czynić! Wyglądajmy
znaków, analizujmy proroctwa i wydarzenia na świecie. Niech jak najmniej interesuje
nas "kiedy", a jak najwięcej "w jaki sposób".
4. Musimy spodziewać się, że obecna tolerancja nie będzie trwała wiecznie.
Kościół ma dokończyć ofiary i w ogniu być zabrany. Objawy nietolerancji niech
nas nie oburzają, nie oburzają "aż na śmierć". O każdą przykrą sprawę
gotowi jesteśmy się sądzić z każdym prześladowcą, z każdym, kto nam wyrządza
krzywdę. Zapominamy o miłowaniu nieprzyjaciół. Zaraz mamy wymówkę: Teraz w XXI
wieku? Takie rzeczy? Pamiętajmy na Słowo Boże, które mówi: "Jeśli mnie
nienawidzą, was też będą nienawidzić"; "jeśli kto cię uderzy w policzek,
nastaw mu drugi". Tymczasem nie możemy darować bratu czy siostrze nawet
różnicy zdań w określonej sprawie. Zastanówmy się nad tym. Ogień i prześladowania
są możliwe! Wspomnijcie na Oświęcim i krematoria w XX wieku! A i nawet dzisiaj!
5. Musimy też zwracać uwagę na to, żeby nasze powołanie i zrozumienie
obietnic Bożych nie stały się przyczyną naszej arogancji i zbytniej pewności
siebie - "A bo myśmy mówili na podstawie Słowa Bożego". I cóż z tego,
jeśli rzeczywistość stała się inna. Prawdopodobnie źle zrozumieliśmy swoje posłannictwo.
Nasze ostrzeżenia winny sprawiać pokutę, a obserwując skutki, winniśmy dopatrywać
się miłości Bożej, zamiast uparcie oczekiwać kary. Istotne jest zrozumienie
tego, że jeśli nawet Biblia mówi o karze, to nie określa jednocześnie i jednoznacznie
czasu jej wymierzenia, zaś nasze próby określenia tego czasu mogą być błędne!
Musimy się nauczyć cieszyć się z woli Bożej, choćby to podważało nasze wierzenia.
Jeśli Stwórca obierze inny czas, nie upierajmy się przy swoim rozumowaniu, lesz
szukajmy przyczyn naszego niepowodzenia! Brat Russell napisał:
"Nasza wiara jest mocna, lecz czy wszystkie oczekiwania odnośnie tych zmian
ziszczą się około 1-go października lub rok po tym, ja tego nie wiem, lecz ufam,
że jaką jest wola Boża w tych rzeczach, taka jest i nasza wola. Jakakolwiek
jest wola Boga względem mnie, taką jest i moja wola, a jeżeli Pan ma dla mnie
coś ponad to, com myślał, to będę bardzo zadowolony, aby się spełniła wola Boża.
Czy i wy czujecie się tak samo? Jestem pewny, że tak." Księga Pytań,
str. 78.
Oczekiwanie na zdarzenia przez pryzmat proroctw biblijnych zda się być
najbezpieczniejszą rzeczą pod słońcem. Każdą rzecz, jaka zdarzy się dla dobra
ludzi, tłumaczmy dobrocią Bożą. Cieszmy się z tego. Bądźmy "na bieżąco"
z wydarzeniami, choć bardzo ostrożnie je oceniajmy. Jest jeszcze wiele zagadnień,
których nie znamy, bądź nie rozumiemy - uważajmy, by ich nie pominąć! Upór Jonasza
niech będzie dla nas ostrzeżeniem - taki stan naszego umysłu nie otrzyma pochwały.
Chociaż nie chcemy tutaj mówić o pozaobrazie, to jednak pragniemy stwierdzić,
że tolerancja, jaką się dzisiaj szczycimy i cieszymy, nie będzie wieczna i jeszcze
przed zabraniem ostatnich członków Kościoła się skończy. Będziemy cierpieć,
jak cierpiał Jonasz po uschnięciu rycynusa.
APOSTOŁ PAWEŁ - WIĘZIEŃ I ZWYCIĘZCA
Zupełnie inaczej zachowuje się w niebezpieczeństwie św. Paweł. Żyjąc wiele
lat później, znał zapewne doświadczenia Jonasza, a mając staranne wykształcenie
w Zakonie, lepiej może rozpoznać wolę Bożą i z nią współdziałać.
"TWARDY" ŻYD
Kim był apostoł Paweł, zwany wcześniej Saulem? Urodził się w zamożnej rodzinie
w Tarsie. Jego ojciec posiadał obywatelstwo rzymskie, mimo że pochodził z izraelskiego
plemienia Beniamina. W jakich okolicznościach je zdobył, nie wiemy, ale nie
mógł tego osiągnąć biedak. Zamożna rodzina zadbała o wykształcenie syna i Saul
uczył się u najsłynniejszego nauczyciela - Gamaliela. Człowiek ten był nie tylko
zdolnym nauczycielem, ale także wielkim humanistą, jeśli to pojęcie można odnieść
do tamtego okresu. Zresztą, humanizm można dostrzec w całej rodzinie Gamalielów.
Kilku z nich nosi to samo imię, aż do średniowiecza.
Ogromne zaangażowanie w sprawy Zakonu powoduje duży radykalizm w charakterze
Saula. Wiąże się z sektą religijno-społeczną - faryzeuszami (odłączonymi). Ówcześni
uczeni izraelscy doskonale rozumieli, że aby uniknąć asymilacji i zachować tożsamość
religijną i narodową, muszą być ściśle związani ze swym Bogiem - Jahwe i Zakonem.
Tylko radykalizm powodował utrzymanie dyscypliny w narodzie, a tym samym zachowanie
odrębności. Tego uczyła już wiara Abrahama, tego uczyli prorocy. Trzeba wierzyć
nie oglądając się na nagrodę.
Powstanie w "organizmie narodu" chrześcijaństwa wprowadziło
strach przed utratą tożsamości i odrębności "ludu Boga". Szybko wszczęto
prześladowania. Młody, wykształcony Saul, pełen gorliwości zakonnej, szybko
stanął na czele prześladowców i, jak mniemał, w imię Boże rozpoczął swą niefortunną
misję. W drodze do Damaszku Chrystus zmienia jego zamiary i cele.
ŻYCIOWY ZWROT SAULA
Saul (Szaweł) musiał zasługiwać na szczególną uwagę Pana. Jego przekonanie
o słuszności obranej drogi musiało być głębokie, a gorliwość szczera i niekłamana.
Pan go wybiera na apostoła pogan. Staje mu na drodze, gdy ten wziąwszy upoważnienia
(listy polecające) od arcykapłana jedzie do Damaszku, aby tam więzić chrześcijan
i niszczyć zbory Boże. Pan wybiera dziwny sposób nawrócenia Saula. Z jednej
strony groźny, bo zsyła mogący zabić blask nadprzyrodzonego światła, z drugiej
- będący ogromnym przywilejem, jako że był to jedyny w historii świata przypadek
ukazania chwały Chrystusowej bezpośrednio człowiekowi. Pokazuje to również odwieczną
prawdę, że człowiek nie może widzieć natury Bożej i żyć. Zapewne odruch zasłonięcia
się był tak raptowny, że Saul spadł z konia, na którym jechał. Ogromny szok!
Także ten głos: "Saulu, Saulu dlaczego mnie prześladujesz?" Ale Saul
wie, że to pochodzi od Boga. Był wierzącym Żydem i nie obca mu była teofonia.
"Kim jesteś, Panie?" - pada pytanie. "Ja jestem Jezusem, którego
prześladujesz". Jezus jakby nawiązywał do prześladowania Go przez Żydów
- pokazuje Saulowi, że czyni to samo zło, jak i jego rodacy. Teofonia uświadomiła
Saulowi błąd całego narodu, który ukrzyżował Jezusa.
Nawrócenie Saula jest tylko początkiem jego nauki. Ci, których zamierzał
więzić, będą go uczyli, pokazywali drogę Pańską. Jest to od razu wyniszczenie
jego wyniosłości, pychy. Będzie też musiał przekonać innych braci w Chrystusie,
że nie jest już tym groźnym "Saulem z Tarsu".
Ananiaszowi Pan objawia swój zamiar: "Idźże, albowiem mi ten jest
naczyniem wybranym, aby nosił imię moje przed pogany i królmi, i przed syny
izraelskimi". Pan wykorzystuje wykształcenie Saula do tego, by rozmawiał
z wielkimi tego świata - z królami i ich synami, a także uczonymi Izraela. Poganie
w tym czasie szczycili się swą nauką, zwłaszcza Grecy - jak to widzimy w przypadku
rozmów na Areopagu w Atenach. Nie jest bowiem prostą sprawą głoszenie Ewangelii
uczonym!
Pewne znaczenie mają tu imiona. Pierwotne Saul (Szaweł) oznacza "uproszony"
- jest to jakby upragniony syn w rodzinie, któremu poświęca się wiele uwagi.
Stąd troskliwe wykształcenie, obdarzenie bogactwem. Być może po jego nawróceniu
rodzina odwraca się od niego, gdyż wiemy, że później był biedny i zarabiał na
życie tkaniem namiotów. Jego późniejsze imię Paweł oznacza "mały".
Być może był małego wzrostu, ale może też być dowodem jego mniemania o sobie
- mały, pokorny, uniżony.
BURZA
Nawrócony Saul, apostoł Paweł, gorliwy propagator "sprawy Pańskiej",
zjeździł cały ówczesny świat cywilizowany. Ale kiedy dochodzi do ostrego sporu
między Żydami a władzami Rzymu, aby nie wpaść w ręce rodaków, Paweł odwołuje
się do cesarza. Mając obywatelstwo rzymskie, miał do tego prawo. Uzasadnia swoją
decyzję następująco: "Jeśli więc uczyniłem coś złego i popełniłem coś,
co zasługuje na śmierć, nie wzbraniam się umrzeć; ale jeśli nie ma nic w tym,
o co mnie oskarżają, nikt nie może mnie wydać im na łaskę i niełaskę. Odwołuję
się do cesarza. Wtedy Festus, porozumiawszy się z doradcami, odrzekł: Odwołałeś
się do cesarza, do cesarza pójdziesz" - Dzieje Ap. 25:11,12.
Jeszcze rozmowa z królem Agryppą i czas na podróż do Rzymu - Dzieje Ap.
27:9-44: "A że stracono wiele czasu i żegluga była już niebezpieczna, bo
i okres postu już przeminął, ostrzegał ich Paweł, mówiąc: Mężowie, przewiduję,
że dalsza żegluga będzie związana z niebezpieczeństwem i z wielką szkodą nie
tylko dla towaru i statku, ale i dla naszego życia. Lecz setnik zważał raczej
na sternika i właściciela statku niż na to, co Paweł mówił. Ponieważ zaś przystań
nie nadawała się do przezimowania, większość uradziła wyruszyć stąd w drogę
i dostać się jakoś do Feniksu, przystani na Krecie, otwartej na południowo-zachodnią
i północno-zachodnią stronę, i tam przezimować. Gdy więc powiał wiatr z południa,
sądząc, że zamiar doprowadzą do skutku, podnieśli kotwicę i płynęli wzdłuż wybrzeży
Krety. Lecz wkrótce zerwał się od strony lądu huraganowy wicher, zwany Eurakylon;
Gdy zaś okręt został porwany i nie mógł sprostać wichrowi, puściliśmy go z wiatrem
i pozwoliliśmy się unosić. Pędząc pod osłoną wysepki, zwanej Klauda, zdołaliśmy
z trudem zabezpieczyć łódź ratunkową; A gdy ją wciągnęli na pokład, zabrali
się do opasania statku linami; potem w obawie, żeby nie wpaść na mielizny Syrty,
zrzucili pływającą kotwicę, i tak ich niosło. Nazajutrz, gdy na nas gwałtownie
napierała burza, zaczęto wyrzucać ładunek. A dnia trzeciego wyrzucili własnymi
rękami osprzęt statku. Gdy zaś przez wiele dni nie ukazało się ani słońce, ani
gwiazdy, a burza szalała z nie mniejszą siłą, wszelka nadzieja ocalenia zaczęła
w końcu znikać. A gdy już długo byli bez posiłku, wtedy Paweł stanął pośród
nich i rzekł: Trzeba było, mężowie, posłuchać mnie i nie odpływać z Krety i
oszczędzić sobie niebezpieczeństwa i szkody. Lecz mimo obecnego położenia wzywam
was, abyście byli dobrej myśli; bo nikt z was nie zginie, tylko statek. Albowiem
tej nocy stanął przy mnie anioł tego Boga, do którego należę i któremu cześć
oddaję, i rzekł: Nie bój się, Pawle; przed cesarzem stanąć musisz i oto darował
ci Bóg wszystkich, którzy płyną z tobą. Przeto bądźcie dobrej myśli, mężowie;
ufam bowiem Bogu, że tak będzie, jak mi powiedziano. Będziemy wyrzuceni na jakąś
wyspę. A gdy nas unosiło po Adriatyku już czternastą noc, około północy zdawało
się żeglarzom, że się ku nim zbliża jakiś ląd. Spuścili tedy sondę i stwierdzili,
że głębokość wynosi dwadzieścia sążni, a popłynąwszy nieco dalej i znowu zmierzywszy,
stwierdzili piętnaście sążni; Bojąc się przeto, abyśmy czasem nie wpadli na
miejsca skaliste, zarzucili z tylnego pokładu cztery kotwice i z upragnieniem
oczekiwali nastania dnia. A gdy żeglarze próbowali uciec ze statku i pod pozorem,
że chcą z przodu statku zarzucić kotwicę, spuścili w morze łódź ratunkową, rzekł
Paweł setnikowi i żołnierzom: Jeżeli ci nie pozostaną na statku, nie możecie
być uratowani. Wtedy żołnierze odcięli liny od łodzi ratunkowej i pozwolili,
że spadła. A gdy miało już świtać, nalegał Paweł na wszystkich, aby się posilili,
mówiąc: Dziś mija czternasty dzień, jak czekacie i pozostajecie bez posiłku
nic nie jedząc. Dlatego wzywam was, abyście się posilili, bo to przyczyni się
do waszego ocalenia; nikomu bowiem z was nawet włos z głowy nie spadnie. A gdy
to powiedział, wziął chleb, podziękował Bogu wobec wszystkich, łamał i zaczął
jeść. A wszyscy oni, nabrawszy otuchy, również się posilili. A było nas wszystkich
na statku dwieście siedemdziesiąt sześć dusz. A gdy się nasycili, odciążyli
statek, wyrzucając zboże do morza. A gdy nastał dzień, nie rozpoznali lądu,
spostrzegli tylko jakąś zatokę o płaskim wybrzeżu, do którego chcieli, jeżeli
będzie można, podprowadzić statek. Odcięli kotwice i pozwolili im spaść do morza,
a równocześnie, rozluźniwszy wiązania sterowe i nastawiwszy przedni żagiel pod
wiatr, zmierzali w kierunku wybrzeża. Lecz wpadłszy między dwoma prądami na
mieliznę, osiedli ze statkiem; dziób statku, zarywszy się, pozostał nieruchomy,
a rufa ulegała rozbiciu przez bałwany. Wtedy żołnierze powzięli zamiar pozabijać
więźniów, aby żaden z nich, przedostawszy się wpław, nie uciekł. Lecz setnik,
chcąc ocalić Pawła, przeszkodził ich zamiarowi i rozkazał, żeby ci, którzy umieją
pływać, pierwsi rzucili się do morza i wyszli na ląd. Pozostali zaś mieli to
uczynić, jedni na deskach, drudzy na czymkolwiek ze statku. W ten sposób ocaleli
wszyscy i przedostali się na ląd."
Ten piękny i dokładny opis niebezpiecznej podróży morskiej to wspaniały
przykład wiary Pawła. Nie jest bierny, nie zasypia na statku jak Jonasz. Modli
się. Współpracuje z wolą Bożą na swój sposób. Wie, że jego ocalenie jest możliwe
(według jego wiedzy, wiedzy ludzkiej - bez cudów) tylko wówczas, gdy ocaleją
inni. Współdziała z tą wiedzą. Najpierw ostrzega przed wyruszeniem w ogóle na
morze. Jest wrzesień lub październik - niebezpieczne miesiące z powodu częstych
i gwałtownych burz. Wędrując po świecie, Paweł znał warunki żeglugi na Morzu
Śródziemnym. Rozmawiał z żeglarzami i handlarzami. Wiedza ta była mu potrzebna,
bowiem sam często żeglował po morzach. Teraz w kajdanach płynie do Rzymu. Powstała
burza jest przypadkowa - nie jest wymierzona przeciw komukolwiek. Doświadcza
jednak Pawła, doświadcza marynarzy, żołnierzy i właścicieli statków. Zachowanie
się Pawła to egzamin dojrzałości. Doświadczony w trudach, sam będąc w niedoli
próbuje pomagać innym. Stwórca zapewnia go o swej opiece. I chociaż niczego
od Pawła nie wymaga, on sam podejmuje szereg działań.
WNIOSKI
Ta wspaniała lekcja uczy nas wielu rzeczy. Nie jest to lekcja specyficzna,
dotycząca szczególnej sytuacji w życiu, jest dla nas przykładem egzaminu naszej
dojrzałości w Chrystusie. Ale jest też jakby streszczeniem życia każdego poświęconego
człowieka. Najpierw komfortowe warunki wychowania w bogatym domu. Młodzieniec
Paweł ma otwartą drogę awansu społecznego. Urodzony jako Rzymianin, ma otwartą
drogę do stanowisk politycznych i życia publicznego. Wybiera służbę Zakonowi.
Sprawdza się w walce - jak mu się wydaje - o słuszną sprawę Bożą. Któż z nas
nie marzył o karierze, jeśli nawet nie politycznej, to przynajmniej społecznej!
Pan staje na naszej drodze. Czy nie żal nam czasem porzuconych marzeń? Jak często
wracamy do naszych młodzieńczych zamiarów! W Pawle widzimy, z jakim zapałem
podejmuje wyzwania, nie żałując poprzedniego życia! Tam bogactwo - tu praca
na utrzymanie i zaawansowanie w służbie Bożej. Kto z nas to potrafi, kto mu
dorówna? Jakże często nie potrafimy pogodzić służby Bożej z walką o byt! A kiedy
już dobrnęliśmy na krańce naszego życia na ziemi, może czekać nas konieczność
odwołania się do kogoś znaczącego na ziemi. Taki wybór naszej obrony nie musi
spotkać się z naganą od Boga. Ale dążąc do realizacji naszych specjalnych misji
napotykamy przeciwności ziemskie, naturalne. Nie musi to być burza na morzu,
może to być choroba, niedostatek, wrogie nam i nietolerancyjne środowisko. Czy
zdobędziemy się wówczas na uśmiech, chęć pomocy czy też ostrzeżenia przed nieszczęściem?
Bardzo często, nasza pomoc ogranicza się do naszej rodziny, rzadziej braci
- zapominamy o środowisku, w którym żyjemy. Właśnie to środowisku winno poczuć,
że jesteśmy "ludem Boga". Czy potrafimy współdziałać z wolą Bożą,
nawet wówczas, gdy tego od nas nikt nie żąda? Czy potrafimy!
Ważną lekcją dla nas jest takie wykształtowanie naszego charakteru, że
nie potrzebne są już "bodźce zewnętrzne" - sama nasza nowa natura
zna sposób Bożego postępowania i my w danej sytuacji winniśmy go obrać. Dotyczy
to nie tylko życia w naszym otoczeniu, ale także wyboru sposobu kształcenia
naszego charakteru. Teraz, gdy nie ma zewnętrznych prześladowań, czym się zajmiemy,
by nasz charakter był przebudowany na wzór Boży? Często wracamy do wyłącznie
ziemskich spraw - sprawy duchowe traktując na zasadzie: "jakoś tam będzie".
Jest to grzech naszych czasów.
Jak zachowamy się, gdy wyjdziemy z opresji obronną ręką albo gdy przez
nas będą się działy cuda? Może nie cuda na miarę odporności na jad węża - jak
w przypadku apostoła, ale cuda naszego uśmiechu w czasie cierpienia, czy pieśni
w męczeństwie - czy nie będzie potem pychy, zarozumiałości? Takie zwycięstwo
może spotkać się z życzliwością innych braci, którzy wyjdą naprzeciw nas, by
serdecznie uścisnąć. Jest też ono próbą dla tych, co nam nie towarzyszą. Czy
poczują potrzebę zbliżenia się ku nam z serdeczną pomocą? Może.
Bolesław Wyłuda
powrót
do
góry
wersja do druku
|