Redakcja - Na Straży - Wędrówka - The Herald - Księgarnia i Czytelnia - Biblia Gdańska - Betania - Strona główna - Szukaj


Drukowanie Drukowanie
Drukuj Artykuł
Drukuj Cały Numer
1949 Numer 3.
Straż i Zwiastun Obecności Chrystusa
Biblioteka
 

Myślącym pod Rozwagę - O Miłowaniu Nieprzyjaciół.

(Dalszy ciąg)

W poprzednim rozważaniu wykazaliśmy, że jedną okolicznością, która powinna nakłonić nas do uśmierzania w sobie nieprzyjaznych uczuć do naszych rzekomych nieprzyjaciół - więcej nawet, do miłowania ich - jest to, że z powodu naszej niedoskonałości, wrażliwości i samolubstwa nie umiemy prawidłowo, bezstronnie i sprawiedliwie rozsądzać motywów i czynów naszych współbliźnich, a nawet własnych. Ponieważ tedy zachodzi możliwość, a nawet powiedzieć możemy, że jest to na dziennym porządku, iż powodowani wrodzonym samolubstwem, przeczuloną wrażliwością, albo przesadnym poczuciem swej godności, możemy obrażać się tam gdzie obraza nie była zamierzona, a więc zupełnie niesłusznie pogniewać się na daną osobę lub osoby, albo je znienawidzić - czyż więc wobec tej możliwości nie jest rzeczą słuszną i sprawiedliwą, aby w każdym wypadku budzącej się w nas nieprzyjaźni, opanowywać te wrogie, ujemne uczucia i zamiast tych, uprawiać i rozwijać w sobie uczucia dodatnie - szlachetność, wspaniałomyślność, wyrozumiałość, miłosierdzie, politowanie, czyli jednym słowem: "miłość?" Zapewne że tak! Lepiej będzie dla nas - lepiej dla naszego zdrowia i powodzenia cielesnego, a jeszcze lepiej dla naszego dobra duchowego, czyli dla naszego zbawienia - gdy tymi dobrymi uczuciami darzyć będziemy osobę niezasługującą na to, czyli taką która złośliwie, rozmyślnie i celowo nas krzywdzi, aniżeli mielibyśmy rujnować swoje zdrowie, oraz kalać swoje serce, umysł i sumienie uczuciami złości i nienawiści do osoby, jak to mówią: "Bogu ducha winnej," czyli takiej, która wcale nie miała ani niema wobec nas jakichkolwiek wrogich, złych intencyj! To pierwsze byłoby cnotą, uszlachetniającą nasze serce i wznoszącą nas na wyższy poziom duchowy; gdy zaś to ostatnie byłoby wielkim grzechem, krzyczącą niesprawiedliwością wobec danej, niesłusznie znienawidzonej przez nas osoby, a tym samym byłoby dla nas poważną zmazą odpychającą nas od Boga i rzeczy świętych.

Dodać przy tym trzeba, że złe, nienawistne uczucia, już same z siebie szkodliwe dla nas, może więcej aniżeli dla tych, których nienawidzimy, są dopiero pierwszym stopniem złego l jeżeli nie bywają opanowane w zarodku, zawsze i niechybnie prowadzą do następnych stopni, powiększają nasz grzech i niszczą nasze uduchownienie coraz więcej. Tymi drugimi stopniami są złe mowy i złe czyny. Umysł i serce przesiąknięte uczuciem złości i nienawiści do kogokolwiek, widzi tylko same zło w danej osobie i bez żadnych skrupułów gotowe o niej źle mówić i, w miarę sposobności także źle czynić. Nie naprożno Apostół przyrównał nienawiść do mężobójstwa (morderstwa) - 1 Jana 3:15; albowiem skażone serce człowieka, podsycane uczuciami nienawiści, dochodzi w końcu do takiego zaślepienia i zawziętości, że gotoweby zamordować znienawidzoną osobę. Niektórzy dokonywują literalnego morderstwa, podczas gdy inni, z bojaźni przed karą, z braku odwagi itp., nie zabijają znienawidzonej osoby cieleśnie ale za to bez skrupułów i bez miłosierdzia mordują ją duchowo, rzucając na nią różne paszkwile oraz szkodząc i dokuczając jej we wszelki możliwy sposób.

Zapytujemy teraz: Czy nie byłoby to potwornym i dubeltowym złem, gdybyśmy powodowani nienawiścią doszli aż do takiej zawziętości wobec osoby zupełnie niewinnej?

(Ciąg dalszy nastąpi)