Redakcja - Na Straży - Wędrówka - The Herald - Księgarnia i Czytelnia - Biblia Gdańska - Betania - Strona główna - Szukaj


Drukowanie Drukowanie
Drukuj Pytanie
Straż i Zwiastun Obecności Chrystusa
Biblioteka
 

OMYŁKI - Naprawianie małoznacznych.

Czy jesteśmy moralnie zobowiązani naprawiać małoznaczne omyłki i błędy, które są nieznaczne same w sobie?

To zależy od charakteru omyłki lub błędu. Mogą być pewne omyłki bardzo nieznaczne a jednak wymagające naprawy. Są rzeczy wydające się małymi, które jednak mogą znaczyć bardzo dużo dla pewnego brata lub siostry, gdy nie są naprawione. Przeto ja raczej skłaniałbym się w ogólnym znaczeniu, aby naprawiać wszystkie omyłki, iść raczej do krańcowości i mówić: "Czy obraziłem cię? Daję ci słowo, bracie, że nie miałem najmniejszego zamiaru obrażenia cię". Uczyń to wyraźnym. Bez względu jak małą jest dana sprawa, lepiej jest usuwać z drogi wszelkie kamienie obrażenia.

Z drugiej strony, były wypadki przywiedzione mojej uwadze, gdzie niekiedy sprawy były bardzo poważne, a wcale nie małoznaczne. Na przykład, przypomina mi się pewna siostra, która pisała do mnie w sprawie dość poważnej i w końcu pytała: "Bracie Russell, co mam teraz uczynić? Czy mam powiedzieć o tym mojemu mężowi?" Odpowiedziałem jej, aby mężowi swemu o tym nie mówiła; ponieważ przez powiedzenie mu wyrządziłaby mu więcej szkody niż korzyści. Gdyby to było coś co korzystnym byłoby dla jej męża, aby o tym wiedział, to radziłbym jej aby mu powiedziała, lecz w tym wypadku radziłem jej aby mężowi nic nie mówiła w tej sprawie, ponieważ mogłoby to unieszczęśliwić jej męża, a także tę niewiastę do końca ich życia. Napisałem więc jej: Zatrzymaj ten mój list w zapieczętowanej kopercie, a gdyby kiedyś w przyszłości mąż twój zaczął wyrzucać ci, czemu nie powiedziałaś mu o tej sprawie, to możesz mu powiedzieć że pisałaś do mnie o tym i następnie mogłabyś mu podać mój list do przeczytania.

Wspomniałem tylko dla ilustracji; aby wykazać, że nie zawsze potrzebnie jest mówić wszystko co się wie. Podam jeszcze jeden przykład: Przypominam sobie o pewnym bracie, który przyszedł na zebranie. Wiedziałem o tym że ma przyjść, i wiedziałem także, iż on dopiero co zwolnionym został z więzienia. Wielu było takich osób, co znajdowali się w więzieniach i po zwolnieniu byli zacnymi i pobożnymi ludźmi, a brat ten był jednym z takich. On poznał prawdę w więzieniu. Spodziewałem się go na tym zebraniu, lecz nie myślałem ani na chwilę, aby on drugim opowiadał, że był więźniem. On zaś w drodze na zebranie spotkał kilka osób, przed którymi zwierzył się, że dopiero co wyszedł z więzienia. Przemówiłem więc do niego natychmiast: "Bracie, to jest złe nie mów więcej o tym ani słowa". Następnie posłałem drugiego brata do tych, przed którymi ów brat się zwierzył, aby o tym nikomu nie wspominali. Czemu? O ile to się jego tyczyło, było rzeczą zupełnie honorową mówić to, o samym sobie i przyznawać się: Byłem w błędzie; zgrzeszyłem, itp. Lecz znając naturę ludzką wiedziałem, że mało kto miałby zaufanie do tego brata. W ludziach jest coś co wzbudza w nich nieufność do tych, którzy raz się potknęli. Nie tak rzecz się ma ze mną. Ja ufam temu bratu tak samo jak któremukolwiek nowemu stworzeniu Chrystusie, pomimo tego, że on był w więzieniu. On obecnie jest starszym w zgromadzeniu i jest bardzo uczciwym i miłym bratem; nie ma nic przeciwko niemu, lecz to że był w więzieniu, gdyby było wiadome, byłoby przeciwko niemu, nie dla jakiego rzeczywistego powodu, ale że ludzkie głowy są tak jakoś krzywe, a za co oni nie mogą.

KPiO 1913; ang: 496