Redakcja - Na Straży - Wędrówka - The Herald - Księgarnia i Czytelnia - Biblia Gdańska - Betania - Strona główna - Szukaj


Drukowanie Drukowanie
Drukuj Artykuł
Drukuj Cały Numer
Protestantom pod rozwagę.
1965 Numer 5.
Straż i Zwiastun Obecności Chrystusa
Biblioteka
 

Protestantom pod rozwagę

Powyższy artykuł jest rzeczową przestrogą dla protestantów przed ruchem ekumenicznym; lecz nie daje dosyć objaśnienia ujemnych cech kościelnictwa i klerykalizmu. Przeto dla objaśnienia tej sprawy przytaczamy poniżej artykuł z pod pióra C. T. Russell'a. Chociaż art. ten napisany był przy końcu poprzedniego stulecia, wobec dzisiejszych warunków i wydarzeń w świecie religijnym, jest on wymownym objaśnieniem i przestrogą dla protestantów.

Tak zwany: "Ruch Ekumeniczny", czyli dążność do połączenia denominacyj chrześcijańskich w jedną wielką unię kościelną, albo, o ile dałoby się, w jeden kościół chrześcijański, nabrał w minionych paru latach znacznego rozgłosu. Coraz częściej można czytać w prasie i słyszeć przez radio i telewizję różne komentarze w tym względzie. Są to przeważnie komentarze przychylne, wypowiadane 'przez różnych kaznodziejów protestanckich i katolickich, albo przez fachowych komentatorów prasowych i radiowych. Rzadziej komentują o tym przewódcy polityczni, prawdopodobnie dla tego, że w Stanach Zjednoczonych religia jest, lub powinna być odłączona od polityki i powierzchownie klerykalizm stosuje się do tego, aczkolwiek skrycie wpływy kościelnictwa odgrywają w polityce coraz większą rolę.

Trzeźwa obserwacja ruchu ekumenicznego nie budzi przekonania, że ruch ten powstał i nabiera rozmachu ze szczerej gorliwości religijnej, z zamiłowania do prawdziwej Ewangelii Chrystusowej i prawdy Bożej. Chociaż propagatorzy tego ruchu przytaczają czasami niektóre orzeczenia Pisma świętego, czynią to więcej dla propagandy i nadania temu ruchowi więcej powagi, aniżeli z przekonania religijnego, uzasadnionego na Słowie Bożym. Główną ich pobudką zdaje się być samoochrona przed naporem wzmagającej się niewiary i antyklerykalizmu, szczególnie ze strony sfer postępowych. Według znanego i w wielu okolicznościach prawdziwego hasła: "W jedności siła", zdaje się im, że chrześcijanizm zjednoczony w jedną silną unię religijną, będzie mógł skuteczniej przeciwdziałać wzmagającej się propagandzie antyreligijnej.

Ze stanowiska mądrości światowej mieści się w tym dużo prawdy; lecz i nie mniej prawdziwym jest ten fakt historyczny, że gdzie jedna ideologia, czy to polityczna, czy religijna zdobyła ogólne uznanie i władzę, wnet zaczęła tej władzy używać na coraz większe wywyższenie swego autorytetu i na pozbawienie wolności głosu i sumienia tym, którzy owemu autorytetowi nie mogli lub nie chcieli poddawać się bezkrytycznie.

Zapiski historyczne świadczą, że nieomal wszystkie narody europejskie a częściowo także afrykańskie i azjatyckie były kiedyś kontrolowane dominującą ideologią i władzą jednego wielkiego, panującego kościoła katolickiego. Władza kościelna, pod przewodnictwem papieży, górowała nawet nad władzami świeckimi ześrodkowanymi w cesarzach, królach i książętach, nad którymi papieże mieli władzę koronowania i detronizowania. Czasy te przeszły do historii jako ciemne wieki średnie. Szczególnie pod koniec średniowiecza, w okresie tzw. "Świętej (?) Inkwizycji", prześladowanie na tle religijnym doszło do takich rozmiarów, że nawet żywcem na stosach palono tzw. "Heretyków", których jedyną zbrodnią było nie poddawanie się władzy i uroszczeniom ówczesnego kościoła panującego i jego dumnego kleru. Wielka Reformacja, rozpoczęta na początku szesnastego stulecia przez Marcina Lutra i innych zacnych reformatorów, była zbiorowym protestem przeciwko błędom i nadużyciom tego dominującego systemu religijnego.

Reformacja wytworzyła wiele protestanckich denominacyj i sekt, lecz przywróciła większą wolność osobistą, wolność sumienia i słowa. Pomiędzy wyznaniami protestanckimi pierwotnie też było dużo sporów i walk rywalizacyjnych, lecz z czasem, szczególnie od uniezależnienia się Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki, konstytucyjnie zagwarantowano każdemu wolność sumienia i prawnie zabroniono prześladowań religijnych, dając wolność wszystkim wyznaniom. W prawdzie wolność ta jest również w różny sposób nadużywana przez niektórych, lecz w każdym razie lepsza jest od dawnej niewoli jednego wielkiego kościoła, który panował nad sumieniem poszczególnych jednostek i całych narodów.

Wobec tych historycznych faktów dziwić się można, że ruch ekumeniczny, zamiast protestów ze strony protestantów, otrzymuje więcej głosów przychylnych aniżeli przeciwnych. Sprawdzamy jednak, że i głosy przeciwne są podnoszone tu i ówdzie przez odważnych kaznodziejów protestanckich. Jeden z takich głosów zauważyliśmy w roku minionym na łamach popularnego tygodnika amerykańskiego: "The Saturday Evening Post", który w wydaniu swoim na 24 października 1964 r., opublikował dość rzeczowy artykuł protestujący, napisany przez dwóch kaznodziejów, H. A. Buchanan i B. W. Brown, którzy są Pastorami w kościele Baptystów.

Dla lepszej orientacji w tej sprawie, przytaczamy poniżej, w dosłownym tłumaczeniu, ów artykuł zatytułowany:

Ruch Ekumeniczny Zagraża Protestantyzmowi

Amerykański system religijny znajduje się obecnie w ogniu. Spuścizna protestanckiej reformacji, system, który zaopatrzą nas w taką mnogość różnych kościołów, jest kwestionowany przez popularny dziś ruch ekumenistyczny. Rozpoczynając gorliwą krucjatę aby zjednoczyć chrześcijaństwo, ekumeniści oświadczyli, że rozdzielenie ciała Chrystusowego jest grzechem i skandalem. Faktycznie jednak, ten ruch ekumenistyczny grozi istotnym niebezpieczeństwem. On może doprowadzić do wytworzenia kościelnej potęgi nie mającej nic wspólnego z tym co przewidział Jezus z Nazaretu. Gorzej nawet, to staranie wytworzenia nadkościoła może zniszczyć ową spuściznę rozmaitości, która ubogaciła nasze życie duchowe. Protestanci mogą być zniewoleni albo wciągnięci do wyznań i pozycyj, które narażą ich religijne wierzenia na kompromisy.

Ruch ekumeniczny otrzymał potężny rozpęd drugim Soborem Watykańskim i rzymskimi propozycjami wobec grecko - katolickich i protestanckich zrzeszeń. Idąc za przewodnictwem Papieża Jana XXIII, Sobór Watykański wystawia "odłączonym braciom" ofertę zjednoczenia. Nie mniejszy rozpęd wyszedł od niekatolickich przewódców, którzy pielęgnują nadzieję, że kościół może osiągnąć taką jedność, która dawałaby jemu autorytet w sprawach społecznych. Wśród amerykańskiego protestantyzmu w międzyczasie puszczona była w ruch agitacja by zjednoczyć cztery główniejsze ciała protestanckie w tym kraju - kościoły; Episkopalny, Prezbyteriański, Metodyski i Zjednoczony Kościół Chrystusowy. (Ten ostatni już przedstawia unię dwu kościołów). Jednocześnie, za pomocą protestancko - katolickiej "dialogi" wytwarzana jest atmosfera, w której mieści się nadzieja, że porozumienie będzie osiągnięte.

Wobec takiego naporu poza tym ruchem ekumenicznym, dziwić się można czemu te mury denominacyjne nie są rozwalone natychmiast. Prawdą w tym względzie jest, że doktrynalne różnice przedstawiają szczere przekonania sumiennych ludzi, którzy niejednakowo rozumieją sprawy zasadnicze. Spodziewać się aby ludzie ci rozpuścili swoje różnice w mętnym bagnie kościelnej unii, równałoby się mniemaniu, że kwestie sporne, dla których ludzie cierpieli i umierali, nie są w rzeczywistości ważne; że Luter, Kalwin, Knox, Wesley i wszyscy inni reformatorzy aż do naszych czasów spierali się o rzeczy małoważne. Czy w tym ruchu ekumenicznym nie dostrzegamy rodzenia się pewnego rodzaju nowej i przerażającej formy religijnej bigoterii - jakoby mniemania, że kto obstaje za swoimi poglądami ten zajmuje postawę przewrotną, krnąbrną i niechrześcijańską ?

Co uczynić z doktrynalnymi różnicami, które dzielą chrześcijaństwo? Czy sumienny człowiek może wyrzucić je na śmietnisko dla dobra zjednoczenia? Czy unia kościołów istotnie wznosi się jakoby Góra Everest ponad wszystkie doktryny? Czy religijne "dialogi" rozwiążą wszelkie kwestie o naukach fundamentalnych, takich jak chrzest, Wieczerza Pańska, wolność religijna, zarząd w kościele, rola Panny Marii itp.?

Dla zilustrowania tego zamętu weźmy spór Mariański. Biskupi zgromadzeni na Soborze Watykańskim mogą dzielić się w takich technicznych określeniach jak to: czy matka Jezusa ma być włączona do wszystkich innych dogmatów kościoła, czy ma mieć swój własny określony, odrębny dogmat? Jednak to nie dotyka tego głównego faktu, że kościół Rzymsko-Katolicki ogłosił już względem Marii dwa dogmaty, które protestanci odrzucają. W roku 1854 Pius IX ogłosił dogmat, że Maria była wolna od grzechu pierworodnego - Niepokalane Poczęcie - a w roku 1950 Pius XII orzekł, że Maria z ciałem wstąpiła do nieba - dogmat Wniebowzięcia.

Zachodzi teraz pytanie: Czy kościół katolicki zadecyduje, że Maria była zrodzona, umarła i była pogrzebana tak samo jak inne niewiasty, aby dogmat Mariański uczynić możliwym do przyjęcia dla protestantów? Jest bardzo wątpliwem! A jeżeli nie, czy protestanci przyjmą dogmaty Niepokalanego Poczęcia i Wniebowzięcia, aby powrócić do kościoła? Widocznie musieliby, jeżeli połączenie miałoby być dokonane. Wodzowie katoliccy oświadczyli gotowość złagodzenia poglądów kościoła na niektóre sporne kwestie-lecz bardziej konserwatywni mówcy Watykanu są prędkimi w wykazaniu, że aczkolwiek nowe i łatwiejsze do przyjęcia wyjaśnienia będą dane, jednak kościół nigdy nie zmieni tego co raz ogłosił jako dogmat.

Czy "dialogi" rozwiążą różnicę o znaczeniu, celu i metodzie chrztu? Prezbyterianie i Metodyści chrzczą przez pokropienie; wyznawcy kościoła Nazareńskiego i Chrystusowego chrzczą przez zanurzenie; Rzymsko-Katolicy chrzczą niemowlęta ku zbawieniu; kościoły Chrześcijan chrzczą dorosłych ku zbawieniu, natomiast Baptyści nie wierzą aby chrzest zbawił kogokolwiek.

Czy różnice poglądów względem Wieczerzy Pańskiej mogą być zjednane dyskusją? Dla Luteran, Komunia przedstawia istotną obecność Chrystusa, Baptyści widzą w tym obchodzenie Pamiątki; Rzymsko-Katolicy wierzą, że jest to sposób zapewnienia sobie zbawiennych łask.

A co powiedzieć o niektórych różnicach w postępowaniu człowieka? Kontrola urodzin jest poważną kwestią sporną między katolikami a protestantami. Inną kwestią jest religijna wolność. Jest to zasada, dla której ludzie byli więzieni a nawet śmierć ponosili. Gdy kościół Rzymsko-Katolicki mówi o wolności religijnej to mówi o prawach do kazania i praktykowania katolicyzmu w krajach komunistycznych; lecz gdy Baptyści mówią o wolności religijnej, mówią o równych prawach z katolikami w Hiszpanii i Portugalii.

Jaki jest cel ekumenistów ? Protestanccy ekumeniści mówią o katolikach i protestantach skłaniających się wzajemnie ku sobie, że może spotkają się na gruncie, którego na razie, ani jedni, ani drudzy nie mogą przewidzieć. Lecz zauważmy fakta: Sobór Watykański w rzeczywistości pragnie dostosować kościół katolicki do obecnych i przyszłych warunków. Teolodzy katoliccy nie mówią o kompromisie z protestantami. Oni mówią o powrocie do jednego kościoła pod jednym pontyfikatem. Niektórzy teolodzy widzą potrzebę zmian w strukturze i zewnętrznym wyglądzie kościoła, jak to ujawnia się w zmianach jakie Sobór Watykański uznał względem liturgii katolickiej; lecz one poważnie ostrzegają protestantów, aby nie spodziewali się jakichkolwiek kompromisów. Liberalni konsekwentni przewódcy katoliccy nie zgadzają się względem tego czy doktryna i autorytet nauczania mogą ulec większej zmianie dla dobra ekumenizmu; lecz w zupełności godzą się z tym, że zjednoczenie może nastąpić w jeden tylko sposób, mianowicie: "Odłączeni bracia" muszą powrócić na łono "jedynego prawdziwego kościoła", pod następcą Św. Piotra.

W zamysłach ekumenizmu przedstawionych Soborowi Watykańskiemu, protestanckie kościoły nie są wcale uznane jako kościoły, a tylko jako gminy. Widocznie, że rozpuszczenie i pochłonięcie tych gmin protestanckich jest celem katolickich ekumenistów.

Wielu kaznodziei, którzy pochwalają owe protestancko-katolickie dialogi, zwodzą sami siebie. Im się zdaje, że przez takie dialogi, sporne kwestie mogą być spokojnie przedyskutowane, wspólne dziedzictwo może stać się ogólnym, a głosy chrześcijanizmu mogą być słyszane w bieżących sprawach społecznych. Zwolennicy takich dialogów mniemają, że sam fakt, iż protestanci, katolicy i żydzi porozumiewali się w pewnych sprawach jest dowodem, że pewne konkluzje mogą być osiągnięte, chociaż nie zawsze do tego dochodziło. To może było z powodu, że ludzie są szczerymi i otwartymi, nie łatwo dochodzą do zgody. Musimy więc zastanowić się, czy czasami nie jest to pewnego rodzaju kumanie się, które w najlepszym razie jest tylko stratą czasu, a w najgorszym, napawanie się samo-złudzeniem, które "szerzej myślących" prowadzi do przyjmowania podstawowych zasad ekumenizmu.

Przypuśćmy, że ruch ekumeniczny udałby się; że wszystkie kościoły złączyłyby się w jeden kościół i ten jeden, stałby się głównym spichlerzem doktryn religijnych, głównym arbitrem duchowego przeznaczenia człowieka. Gdzie w takim razie poszedłby mający odmienne zdanie, dysydent (odstępujący od jedności kościelnej), indywidualista? Gdzie znalazłby się człowiek różniący się doktrynalnie, lub, co gorsze, nie poddający się rządzącemu autorytetowi tegoż jednego kościoła? Ostateczny teologiczny wynik takiego jednostronnego kościoła jest prawie pewnym. Jedno tylko miejsce pozostałoby dla takiego dysydenta. Ów jedyny kościół zawyrokowałby, że taki musi iść do piekła.

Jeżeli takie oświadczenie zdaje się być krańcowem to spójrzmy na władzę kościelną, jaka była w Europie przed wielką Reformacją, kiedy chrześcijaństwo było przyodziane w jednolitą szatę. Wyniosłość papiestwa dosięgła swego zenitu kiedy Hildebrand (papież Grzegorz VIII) zmusił Cesarza Henryka IV do stania boso w śniegu, w mieście Kenossa, przez 17 dni, zanim pozwolił mu objąć ponownie swoje panowanie.

Rzym był czasami bardzo rozpustny, jak na przykład, pod panowaniem Borgiów, kiedy to księża trzymali monopol niebiański i udzielali odpustów za pewne ceny; a ponad tym wszystkim wznosił się całun, swąd palonych ciał ludzkich, ponure wspomnienie losu heretyków.

Obawiamy się nadwładzy kościelnej, tak jak obawiamy się nadwładzy politycznej, i to nie z braku wiary w Boga. Tym co uznajemy i jest fakt, że bez hamulców i balastu nad władzą i autorytetem człowieka, nie można mu zaufać - ani nawet w kościele. Różne rozgałęzienia obecnego chrześcijaństwa działają jako hamulce i zrównoważenia jednych nad drugimi i to wywiera wpływ oczyszczający na każde z nich. Usuńmy to napięcie a wnet moglibyśmy powrócić do owych dawnych walk między kościołem a państwem, z pojedynczym człowiekiem wciągniętym w środek tej walki.

Ponadto, każde z tych podziałów - baptyski, metodyski, prezbyteriański, adwentyski i inne - rzuca odmienny promień światła na postać Chrystusa wśród nas. Każdy z nich kładzie szczególniejszy nacisk na pewne rzeczy duchowe a tym samym wskazuje światu inny stan chwały naszego Boga, który w Swoim dziele twórczym najwidoczniej wystawił wysoką wartość urozmaicenia.

W rzeczywistości są pewne rzeczy wspólne wszystkim chrześcijanom. Tak samo są pewne zasadnicze różnice, które nas dzielą, a różnice te są tak samo ważne jak rzeczy nam wspólne, bowiem one ubogacają nasze wspólne dziedzictwo. Nie widzimy najmniejszego powodu dlaczego pewna zgoda na niektóre pojęcia względem Marii miałyby być próbą czy dany człowiek jest chrześcijaninem.

Musimy stawić sobie te przenikliwe pytanie: Jaki jest istotny cel kościoła na tym świecie? Czy unia kościoła jest celem? Czy wielkość jest sama w sobie celem? Czy jest nią władza? Nie! Kościół jest tu po to, aby osamotniony i zatrwożony człowiek mógł znaleźć ucieczkę i przyjaciela; aby grzeszni mogli znaleźć przebaczenie i przyjęcie; aby chorzy i kalecy znaleźli uleczenie i siłę; aby łaknący sprawiedliwości mogli łączyć się dla utworzenia sprawiedliwego społeczeństwa i aby pragnący pobożności mogli poświęcać się w służbie drugim. Gdyby unia kościoła mogła dopomóc do osiągnięcia tych celów, bylibyśmy za tym. Lecz historia uczy nas, że "jedyny kościół" wnet staje się składem pychy i władzy a mało zwraca uwagi na istotne potrzeby człowieka.

Prawdą jest, że kościół Rzymsko-Katolicki, przez Sobór Watykański, stara się siebie zreformować, odnowić i zmodernizować. Wątpliwem jest jednak czy ten ruch reformy byłby wogóle podjęty gdyby nie ci "odłączeni bracia", którzy dopomogli Rzymowi odczuć swoje własne potrzeby. Gdyby "odłączeni bracia" połączyli się z Rzymem, ten wpływ ku reformie byłby wyeliminowany.

Czy Reformacja protestancka była wielką omyłką? Czy wielkim zadaniem przed nami teraz jest zniweczyć to 'dzieło Reformacji? Co my potrzebujemy czynić jest, skompletować Reformację a nie ją zniweczyć.

Amerykańska społeczność religijna, w atmosferze wolności, gdzie indziej na tym świecie nie doświadczanej, wytworzyła mnóstwo sekt, denominacyj i kościołów. W usiłowaniu o uznanie ze strony nowszych sekt, a o poparcie ze strony starszych, więcej "poważanych" kościołów, powstawały nieraz gorzkie i zawzięte walki; lecz kościoły nabierały mocy w takiej atmosferze. Zdobywały lojalność i poparcie od swoich zwolenników, ponieważ dawały jednostkom coś odmiennego, z czym mogły być utożsamieni. Przez wzajemną krytykę kościoły dodawały bodźca jedne drugim. Dopomagały społeczeństwu do wybawienia się ze stagnacji uśmiercających wpływów skłaniania się do jednolitości.

W zaofiarowaniu człowiekowi wyboru między wyznaniem katolickim a protestanckim, między baptyskim a metodyskim, między prezbyteriańskim a Pięćdziesiątnikami, między zorganizowanym kościołem a wolno-myślącymi, nasza wielo-religijna sposobność dawała poszczególnemu człowiekowi sposobność i wezwanie do naśladowania Chrystusa, który nie może być ograniczony do jednego kościoła ani nawet do wszystkich kościołów.

Co nam potrzeba to nie większej jednolitości ale większego urozmaicenia, w którym nieograniczona łaska Boża mogłaby znaleźć dodatkowe przewody osiągnięcia potrzeb ludzkich. Zamiast jednego kościoła pod jedną ludzką i śmiertelną głową, potrzebujemy wiele kościołów.

Uczcimy jednego Boga lecz jest wysoce nieprawdopodobnem aby jakikolwiek jeden kościół wyczerpał całą mądrość i cudowność Jego objawienia Samego Siebie światu.

"Nigdy nie powinno dojść do tego abyśmy nie mieli wyboru. Prawo to musimy zatrzymać; a mając to na względzie nie przyjmiemy sądu ekumenistów nad kościołami."

Henryk A. Buchanan, Robert W. Brown.