Na Straży 2007/1/07, str. 12
Poprzedni artykuł
Wstecz

DEKALOG (10) – WALKA O CZYSTOśĆ SERCA

„Nie pożądaj...”

„Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego, ani będziesz
pożądał żony bliźniego twego, ani sługi jego, ani dziewki jego, ani wołu jego,
ani osła jego, ani żadnej rzeczy bliźniego twego” – 2 Mojż. 20:17 (BG).

To ostatnie z „dziesięciu słów”. Zachowany w Biblii tekst Dekalogu w dwóch różniących się nieco wersjach występuje w 2 Mojż. 20:2-17 i 5 Mojż. 5:6-21. Istnieją dwa teksty Dekalogu, a co najmniej trzy sposoby jego uszeregowania w konkretne przykazania.

Liczba „dziesięć”, wymieniona w Wj. 34:28, Pwt. 4:13 i Pwt. 10:4, nie rozwiązuje problemu wewnętrznego podziału. Ten wydaje się być (w niektórych komentarzach) dość daleki od poszukiwania Bożej intencji w słowach skierowanych do ludzi.

Skupmy się na ostatnim z „dziesięciu słów”

Zasadniczo przykazanie cytowane jest w dwóch wersjach (za wersjami biblijnymi).

Podział żydowski, protestancki, prawosławny: „Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego. Nie będziesz pożądał żony bliźniego twego ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do bliźniego twego”.

Podział katolicki, luterański:Nie będziesz pożądał żony swojego bliźniego. Nie będziesz pragnął domu swojego bliźniego ani jego pola, ani jego niewolnika, ani jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej rzeczy, która należy do twojego bliźniego”.

Dobrze jest przytoczyć jeszcze wersje skrócone (katechetyczne), ponieważ te właśnie wersje, w zasadzie używane do nauczania dzieci, przez swoją prostotę stały się podstawowe w potocznym nauczaniu wiernych.

Wersja luterańska – dziewiąte: „Nie pożądaj domu bliźniego swego”;
dziesiąte: „Nie pożądaj żony ani sługi, ani bydła, ani żadnej rzeczy bliźniego twego”.

Wersja katolicka – dziewiąte: „Nie pożądaj żony bliźniego twego”;
dziesiąte: „ani żadnej rzeczy, która jego jest”.

Wersje katechetyczne wyodrębniają z tekstu biblijnego jeden z przedmiotów pożądania dla uzyskania liczby „dziesięć” przy innym podziale całości.

Wyodrębnienie pożądania cudzej żony i umieszczenie go w odrębnym przykazaniu spowodowało, że jest ono nierzadko odczytywane „erotycznie” (być może pod wpływem zestawienia go z wypowiedzią Pana Jezusa z Mat. 5:27-28), niezgodnie z duchem całej Boskiej wypowiedzi.

W znanej starotestamentalnej opowieści na temat pożądania kobiety przez króla Dawida kończący całe wydarzenie wyrok Boży, przekazany przez proroka Natana, nie zawiera żadnych sugestii dotyczących „cielesności” postępku króla. Historia z owieczką, mająca uzmysłowić Dawidowi istotę jego grzechu, to przykład odebrania własności z wykorzystaniem pozycji społecznej, w sposób bezwzględny i podły (2 Sam. 11).

W ostatnim przykazaniu „kobieta” jest jednym z obiektów pożądania jak „dom”, który również może być różnie rozumiany w świetle sytuacji społecznej narodu w momencie zawierania przymierza z Bogiem. Dom wędrującego nomady jest czymś innym niż dom w społeczeństwie osiadłym.

Skupmy się na przesłaniu, które zawiera „nie pożądaj”

To my sami nadajemy wartość innym osobom lub rzeczom. Koncentrujemy się na nich, obdarzamy je mocą czynienia nas szczęśliwymi. Drobiazg lub chwile, które poruszyły nas w kontakcie z nimi, rozbudowujemy w sobie przy pomocy naszej wyobraźni. Nie tylko przeceniamy ich rzeczywistą wartość, ale, w istocie, tworzymy je od nowa, na nasz wewnętrzny, egoistyczny obraz.

„Pierwszego wrażenia”, które nas urzekło, nie jest w stanie odmienić nawet dłuższy kontakt. To może być prosta melodia. Nie wiedzieć, skąd „przykleiła” się do nas. Nie jest wyjątkowa czy doskonała w sensie muzycznym. Za to kojarzy się z jakimś ważnym lub miłym momentem. Chcemy jej słuchać po stokroć, obcować z nią, posiadać w każdym dowolnym momencie.

To może być melodia, to może być książka, samochód... To w końcu może być człowiek. Coś (albo ktoś) staje się dla nas ważne, jedyne, wyjątkowe. Dlaczego tak jest – nie jesteśmy najczęściej w stanie powiedzieć. Pragniemy jednak bliskiego kontaktu z tą rzeczą lub osobą. Ta potrzeba ustawicznego „bycia razem” prowadzi do potrzeby wyłączności, potrzeby posiadania. Koncentrowanie się na niektórych rzeczach i ludziach odsuwa nas automatycznie od innych, bywa – równie wartościowych. Przestaje nas cieszyć to pozostałe. Znika zachwyt nad życiem.

Nadaliśmy temu czemuś lub komuś moc czynienia nas szczęśliwymi. Na bardzo krótko lub na dłużej.

W przypadkach prostych, jak choćby nasza przykładowa melodia, ten urok zastępujemy stosunkowo szybko innym. W przypadku ludzi wrażenie może być długotrwałe i bardzo silne.

To pragnienie odczuwania szczęścia z kontaktu z inną osobą lub rzeczą przeradza się czasem w rodzaj obsesji, a potrzeba posiadania jej blisko – w chorobliwe pożądanie.

Nie wszystkie rzeczy i osoby mogą stać się nam bliskie i wyłącznie nasze. Przedmioty mogą mieć wartość przekraczającą możliwość ich nabycia. Mogą też być rzadkie lub jedyne (jak dzieła sztuki) i być własnością innych. W końcu sami ludzie, których akceptacji, przyjaźni czy miłości pragniemy, mogą z różnego powodu nie mieć możliwości lub nie chcieć takiego kontaktu z nami na zasadzie wyłączności.

Stworzony w naszej głowie obraz nie znika jednak, gdy uświadamiamy sobie tę niemożność.

Cały wysiłek umysłu nakierowany jest na realizację marzenia, zupełnie nie licząc się z szansami i konsekwencją takiego dążenia.

Ewangelista Łukasz pisze: „Wtedy ktoś z tłumu rzekł do Niego: Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby podzielił się ze mną spadkiem...”. Widocznie na drodze polubownej było to niemożliwe, a na drodze sądowej zbyt trudne. Uruchamia się typowy mechanizm. Chcemy wejść w posiadanie rzeczy, której pożądamy ale tak, aby zachowane były choćby pozory sprawiedliwości. „Panie, powiedz mojemu bratu...” (Cenimy Cię, Twoje słowo wystarczy” – domyślnie).

W historii o Achabie i Nabocie fascynująca jest, choć odrażająca, misterna intryga, której celem jest prawne usankcjonowanie przestępstwa. Achab pożąda, a nie może posiąść. Ma zatruty umysł: „Następnie położył się na swoim łożu, odwrócił twarz i nic nie jadł...” – 1 Król. 21:4. Ma komfort nieuczestniczenia w perfidnej zbrodni. Prawnie jest w porządku.

Król Dawid, oślepiony pożądaniem, własnoręcznie steruje wydarzeniami. Uriasz umiera, bo nie ma innej, usprawiedliwionej prawnie możliwości zabrania mu żony.

Kiedy pożądanie jest wystarczająco silne, ciężar działania przesuwa się w kierunku konstrukcji mającej ochraniać nasze dobre imię przy ewidentnym grzechu odebrania komuś jego własności. Właśnie to przemyśliwanie jest koszmarne.

Czasem zastanawiam się nad zależnością przykazań „nie kradnij” i „nie pożądaj”. Wydaje mi się, że przekroczenie tego pierwszego czyni w naszym umyśle mniejsze spustoszenie (o ile można w ogóle robić takie porównanie).

Cała ta intryga, tworzenie pozorów, degeneruje nasz system myślenia. Jest to tak, jak w wewnętrznym oprogramowaniu komputera – ćwiczenie umysłu w poszukiwaniu „wybielających nas” okoliczności powoduje, że tworzą się „ścieżki szybkiego dostępu” – nawyki reagowania. Kłamstwo staje się codziennym narzędziem. Obojętna twarz, na której nie widać wewnętrznego wzburzenia. Podwójny język i podwójne myślenie, pozwalające na swobodę rozmowy i jednoczesne obmyślanie oszustwa...

Niejako „przy okazji” deprawujemy nasze sumienie, niezbędne w innych, zupełnie niezwiązanych sytuacjach i niszczymy stosunki z innymi ludźmi. „Pożądacie, nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo źle się modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie waszych żądz...” – Jak. 4:1.

Boskie „nie pożądaj” nakierowane jest nie na czystość uczynków, a na czystość intencji, czystość serca.

W swoim Dużym Katechizmie ks. dr Marcin Luter napisał:

„Dlatego też ostatnie przykazanie dane jest nie dla znanych powszechnie światu łotrów, lecz właśnie najpobożniejszych, którzy chcą być uważani za ludzi uczciwych i prawych, za takich, którzy przeciwko poprzednim przykazaniom nie zawinili...”.

„Nie pożądaj” nie tyle jest zakazem, co Bożym ostrzeżeniem. Nie mówi o samym występku, a sięga jego korzeni – „to własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci. Następnie pożądliwość, gdy powije, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, rodzi śmierć” – Jak. 1:14.

To krótka diagnoza. Teraz o leczeniu. Pożądanie jest chorobą umysłu. Jest jednym z trzech powodów zła świata wyliczonych przez Jana w jego pierwszym liście (1 Jana 2:16). Nazwany jest przez apostoła Pawła „narzędziem grzechu” (Rzym. 6:12).

Zerwanie z grzechem może się dziać na dwa sposoby: przez śmierć lub „zmianę sposobu myślenia”. Podstawowym napędem pożądania jest koncentracja naszych myśli na przedmiocie, który nas fascynuje. Działanie odwrotne – odwrócenie uwagi, przeniesienie jej na coś innego leczy ten stan. Za najlepiej rozpisaną receptę na ten lek uważam tekst z Listu do Filipian 4:8: „...co prawdziwe, co godne, co sprawiedliwe... to miejcie na myśli”.

Wysiłek należy włożyć nie tyle w opracowywanie sposobów pozbycia się choroby pożądania, co zajęcia umysłu tym, co w naszym życiu piękne i dobre.

Michał Targosz


Następny artykuł
Wstecz   Do góry